piątek, 30 stycznia 2009

Papużka rozłączka...


Byłam dziś w sklepie zoologicznym, czasem tam zachodzę. przy okazji szwendania się po centrum handlowym. Ale nie w celu podziwiania kolejnych nowo przybyłych egzotycznych zwierząt. Taka wizyta zawsze wzbudza we mnie wielką złość i ból. Już wielokrotnie słyszałam: "to po co tam chodzisz?". Dobre pytanie...chyba dlatego, że się łudzę, że coś się zmieni, że zwierząt będzie ubywać, a nie przybywać, że znajdę na sprzedawców haka...
Jakiś czas temu odnotowałam sobie wszystkie niedociągnięcia, wszystkie zaniedbania jakich dopuszczają się właściciele tego sklepu i napisałam pismo do Inspektoratu Weterynaryjnego. (pomijam już fakt, że centrum handlowe, głośne i tłoczne, nie jest dobre na sklep zoologiczny). Zapomniałam tylko, że wszelkiego rodzaju organizacje państwowe mają głęboko w dupie takie naiwniaczki jak ja, chyba naprawdę byłam idiotką myśląc, że mój list z konkretnymi przykładami, opisami itd mógł pobudzić czyjś tyłek do działania. Mam ochotę krzyczeć, tak bardzo złości mnie ten cały system zależności, biurokracji, układzików, znajomości i zlewania przez tych, którzy DECYDUJĄ...tyle, że decydują o grubości własnego portfela, własnej wygodzie i jak tu się dorobić i nie przemęczyć. Takich "decydujących" nie interesują ludzie, a co dopiero zwierzęta.
Czasem się zastanawiam czy warto otwierać usta w ramach sprzeciwu. Mam za słaby głos żeby przekrzyczeć tłum. Gdybym chciała to zmienić, to jak przekonać tłum żeby krzyczał razem ze mną? Czuję się bezradna...czuję wściekłość na to w jakim kraju żyję i jak okrutni potrafią być ludzie. W internecie roi się od "hodowców" egzotycznych zwierząt, które możemy nabyć dla naszych dzieci, bo "są to najlepsi przyjaciele człowieka". Mamy cały wachlarz dostępnych "towarów" : małpy, małpiatki, skunksy, pieski preriowe, szopy, bardzo egzotyczne ptaki i inne.
Żal mi tych zwierząt, są przetrzymywane w często strasznych warunkach i czekają na to by kupił je jakiś idiota, który myśli, że żywe stworzenie będzie świetną maskotką dla jego dziecka, bądź też świetną ozdobą jego domu. Czar przeważnie szybko pryska i potem słyszymy w wiadomościach, że np panią w Puszczy Kampinowskiej zaatakował boa dusiciel. Komuś się znudził więc pomysłowy nabywca wymyślił, że las to dobre środowisko dla jego byłego- węża. Nie chcę myśleć ile jest takich przypadków, nie mówiąc już o tym ile naszych rodzimych gatunków jest obecnie zagrożonych wyginięciem przez to, że w ich naturalnym ekosystemie pojawił się egzotyczny intruz, który dziwnie łatwo się zaaklimatyzował w nowym otoczeniu oraz przypadkiem jest ich wrogiem.
Tyle tego jest, że mogłabym napisać książkę. Najbardziej mnie wkurza, że nawet jeśli znajdą się osoby, które mają podobne stanowisko do mojego to tylko słyszę: " tak to straszne", albo " biedne zwierzęta", ale samo gadanie nic nie zmieni...trzeba działać, a przynajmniej próbować bo w grupie tkwi siła.( nie cierpię tego typu haseł, ale tu jest prawdziwe)

W tym sklepie...dziś najbardziej przybił mnie widok papugi, która siedziała sama w klatce i patrzyła na mnie swoim smutnym okiem. Na kartce pod klatką był napis : "PAPUŻKA NIEROZŁĄCZKA"

Wiem, że niby można te papugi trzymać osobno, ale o tym się raczej nie wspomina...Za to przeważnie mowa o "papużkach nierozłączkach " - co moim zdaniem mówi samo za siebie. Powinni napisać papużka rozłączka....





środa, 28 stycznia 2009

Sen

Obudziłam się dziś zlana potem i z płaczem (wiem wstyd, ale cóż zdarzyło mi się to pierwszy raz). Koszmar był tak intensywny i realistyczny, że przez kolejne 2 godziny po przebudzeniu nie potrafiłam się z niego otrząsnąć...
Sen:
MIESZKANIE BABCI
Kuchnia...na stole stoją trzy wielkie gary pełne nieznanych mi potraw. Moja babcia wydaje polecenie aby przytrzymać pokrywki bo za chwilę będzie wygłaszać zaklęcie, które podniesie pokrywki do góry. Posłusznie, ja i jeszcze dwie osoby, przytrzymujemy mocno wielkie gary. Babcia szepcze coś pod nosem po czym czuję jak zawartość naczyń zaczyna ożywać, czuję opór, po czym jakaś siła podnosi pokrywki wraz z naszymi rękoma do góry i opada z hukiem.

Pokój...na kanapie siedzi medium - nieruchoma, postawna kobieta z nieodgadnionym wyrazem twarzy i wzrokiem skupionym w jednym punkcie. Obok niej biega trójka małych dzieci, nie wiem po co tu przyszła, ale wiem, że wezwała ją babcia.

Mój plecak...otwieram go trochę, gdy nagle poprzez niewielką szczelinę otwartej komory, wybucha białe światło, odczuwam energię wibrującą w środku, która przemawia do mnie złowieszczym tonem w innym języku. Wciąga mnie do środka, mówi, że zatrzyma mnie tam na zawsze, już do końca. Przerażona stawiam opór, ale to coś wsysa mnie do środka, w końcu udaje mi się zamknąć plecak. Zapada cisza. Światło gaśnie.

Babcia podchodzi do mnie mówiąc, że ktoś zrobił sobie głupi żart. Podaje mi żółtą zgiętą na pół kartkę. Otwieram ją, ktoś odręcznie napisał: " Mamo wrócę, później. Grzesiek" (G -to babci nieżyjący syn)
Strach ogarnia mnie nowymi falami, nie rozumiem tego co się dzieje...i wiem, że to nie był żart, cokolwiek miałoby to oznaczać...

Kuchnia. Zastaję tam dwóch księży i ministranta, wokół porozstawiane są kościelne akcesoria. Podświadomie czuję, że powinnam mieć ze sobą świecę ze chrztu, ale jej nie mam.
Nie bardzo rozumiem co oni tu robią, ale babcia wyjaśnia, że sprowadziła ich by mi pomogli. Zajmuję miejsce przy stole i zachęcona do opowiedzeniu tego co mnie trapi, zaczyna opowiadać o wszystkich tych niezrozumianych i przerażających epizodach, nie będąc pewną czy zwariowałam czy też to wszystko miało miejsce naprawdę. Księża szybko tracą zainteresowanie i przestają mnie słuchać. Zniechęcona i zlekceważona milknę. W tym czasie za oknem moją uwagę przykuwa ogromne ptaszysko (coś co nie ma prawa istnieć). Zaraz po tym dostrzegam na niebie wielką czerwoną planetę. Moje zdezorientowanie przerywają księża, którzy proszą bym kontynuowała. Wysłuchawszy mnie, stwierdzają, że nie widzą tu żadnych nieprawidłowości i że wszystko jest ok. Pokazują mi plansze przedstawiające kolejne fantastyczne i niesamowite stworzenia, sytuacje...świat. Protestuję, bo przecież to nie jest mój świat, nie moja rzeczywistość. Wtedy oni wymieniają między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Już wiem, że to spisek przeciwko mnie, że z jakiegoś powodu chcą bym zaakceptowała to co widzę i przyjęła jako jedyną prawdę. Przytakuję wiedząc, że na nic już nie zda się mój protest i nie puszczą mnie dopóki nie zaakceptuję tego co próbują mi wmówić. Wychodzę

Nagle znajduję się w samym środku loga TVN- u, jest niebiesko, jestem w kuli, dookoła, z każdej strony przepływają leniwie napisy. Już rozumiem, że jestem po drugiej stronie, że tak wygląda rzeczywistość po naszej śmierci. Ale ja mam świadomość! Mam ciało! Panikuję. Nie ma tu nikogo...nie ma wyjścia... zaraz zwariuję. Budzę się.

Choć może nikt nie widzi tu nic szczególnie koszmarnego. To był to najgorszy sen w moim życiu.


Teraz trochę z innej beczki. Wczoraj byłam na basenie z Anią i R. Zazwyczaj basen ten jest pusty, ponieważ jest to basen hotelowy. W porywach bywa tam do 3 osób. Tym razem jednak musiało być inaczej. Pół godziny po naszym wejściu przyjechała cała wycieczka składająca się z pań i dwóch panów. Lekko osaczeni postanowiliśmy wybrać się do sauny. Po kilku minutach dołączył do nas jeden z dwóch osobników płci męskiej. Zdziwiłam się gdy zobaczyłam, że facet ma na głowie zielony, gumowy czepek kąpielowy naciągnięty na uszy. Dodatkowe ocieplenie? Nowa moda? Czy głupota? Cóż, skłaniam się do trzeciej odpowiedzi. Wróciliśmy na basen i wtedy moją uwagę przykuł drugi mężczyzna. Właściwie nie tyle on co jego oryginalnie podciągnięte po pachy gatki (oczywiście przesadziłam z tym "po pachy", ale były to wyjątkowo wysoko podciągnięte kąpielówki). Efektem ubocznym takiego systemu noszenia kąpielowych bokserek było wrzynanie się ich w pewną część ciała oraz nadmierne wyeksponowanie innej części. Szybko odwróciłam wzrok - nie wyglądało to apetycznie. Cóż, "moda po polsku" grasuje wszędzie.

wtorek, 27 stycznia 2009

Weekendowe przypadki

To był felerny weekend...szaro, buro, mokro, a na dodatek mgła. Aż się nie chce wyglądać przez okno. Z utęsknieniem wyczekiwałam końca tej mordowni. Z tego co wychwyciłam to nie tylko ja miałam podobny nastrój. Na kogo nie popatrzysz i kogo nie posłuchasz - to samo. Jacyś tacy spięci, nadęci, wygięci, zachrypnięci. Tylko jeden osobnik ma siłę, żeby wołać :" Chcieć wiosny!". Tyle, że niestety nie żyjemy w świecie, który spełnia nasze zachcianki:P. Ale co do wiosny, to sama się już nie mogę doczekać: ciepło, zielono, pachnąco....mmmm:)
Żeby się tu zbytnio nie rozpływać nad wiosną, a właściwie jej brakiem opowiem coś co się właśnie w weekend przydarzyło mojej mamie. Ona miała powód do złego samopoczucia, ale nie skorzystała:).

Wczoraj wieczorem, dzwoni tel:
Mama: - Cześć, wiesz co się stało?? - Kiedy w ten sposób zaczyna rozmowę, to przeważnie nie wróży nic dobrego, a jednak głosu smutnego nie miała.)
Ja :- Co się stało???
M: - Spadłam ze schodów - Oznajmiła radosnym tonem
J: - Z czego spadłaś? Jak? Gdzie???!!
M: - Wyszłam z domu, nie zapaliłam światła na klatce i zahaczyłam obcasem o spodnie.
J: - Jak to zahaczyłaś ?? Coś Ci się stało??? Spadłaś z całej długości??!!!
M: - Tak, ale jakoś tak dobrze upadłam, bo tylko wargę sobie rozcięłam i nos uszkodziłam.
J: - Jezu mamo! Jak to dobrze upadłaś??? Nic sobie nie złamałaś, nie potłukłaś się??
M: - Niee. Najważniejsze, że okulary się nie połamały. Spadły mi z nosa, ale są całe:)

Tak...faktycznie, najważniejsze w tym wszystkim okulary, nie ma co, podejście oryginalne.

To chyba rodzinne bo moja babcia miała podobną akcję jakiś miesiąc temu. Niosła zupę w torbie. Przechodziła przez przejście dla pieszych, poślizgnęła się...i na co upadła?? Na twarz . Bo przecież ręce były zajęte, zupę trzeba było ratować. Oczywiście zupy nie odratowano, za to babcia jak ją zobaczyłam wyglądała jakby wróciła z poligonu. Twarz umorusana, policzek zdarty, okulary na bakier ( bo te niestety nie miały tyle szczęścia, co okulary mojej mamy), a na czole guz gigant. I co babcia mówi po przekroczeniu progu?? - Cholera jasna , zupa się wylała.


niedziela, 25 stycznia 2009

Ogłaszam się zbieraczką flag!


Wczoraj odkryłam w morzu wirtualnych odpadów nowy gadżet, a nawet kilka. Nie żebym była typem gadżeciary (co za brzydkie słowo. ble), po prostu lubuję się w innych krajach, jak już kiedyś tam ( czyli ostatnio) wspominałam. Tak więc od wczoraj mam Was na liczniku:). Strzeżcie się! :).

Do nieszczęsnego grona moich czytaczy* ( nieszczęsnego - bo powiewa tu nudą) dołączyła Justyna:), tym samym zasilając moje flagowe konto o nowy nabytek:) sa sa sa;). A tak serio to bardzo się cieszę, że co niektórzy podtrzymują mój blogowy statek przed utonięciem. I właśnie o nich mowa dziś będzie ( ale się zbłaźnię jeśli się okaże, że przypisuję sobie więcej czytaczy* niż ich w rzeczywistości jest).

Zacznijmy od Justyny (just -tea - to jej pseudonim artystyczny, który zresztą doprowadził ją do zamieszkania w miejscu o herbacianych tradycjach) - to również moja friend, znamy się od 1 klasy podstawówki i jakoś nam tak już zostało, choć drogi się rozeszły. Justyna obecnie dryfuje na Wyspach Bergamutach;) razem ze swoim egzotycznym kotem...w wolnych i mniej wolnych chwilach zajmują się chemią.

Następny na celowniku jest Kidd - człowiek dzięki, któremu zostałam posądzona o bycie groupie...tyle, że ja się za nim nigdzie nie włóczę ( ludzie to mają wyobraźnię). Jest totalnym szczęściarzem bo zechciałam już o nim wspomnieć w jednej z poprzednich notek (ciągle czekam na przelew i nic). Jak już wiadomo, jest on normalny inaczej, słyszy dźwięki i głosy - cóż każdy z nas kiedyś miał niewidzialnych przyjaciół. Ma fajnego jednoślada, na którym się kręci w przestrzeni (ja tam wolę swoje nogi).

Kolejna osoba wylosowana przez maszynę losującą to Ania!!! - Ania jeszcze nie wie, że czyta tego bloga, ale niedługo się dowie. Zaprzyjaciółkowałyśmy się na studiach, w mrocznych czasach pobytu w niesławnym mieście o jeszcze mniej sławnej nazwie. Ania właśnie rozpoczęła swoją karierę zawodową, o ile w naszym kartoflanym kraju można mówić o karierze. (Ja tam jestem za emigracją, zbieram chętnych). Ania jest już na trochę innym etapie życia niż ja, bo została oficjalnie zaobrączkowana (miejmy nadzieję że mnie to nigdy nie spotka). Zatem wszystkim podrywaczom podziękujemy, a muszę przyznać, że ona działa na facetów jak lep na muchy...biedne muchy.:)

Darek - do dziś nie możemy ustalić kto jest parówą w naszym "koleżeńskim związku na odległość". Cóż, Darek nie należy do osób prostych w obsłudze...;). Nasz znajomość została zapieczętowana "betonem" na FMC gdzieś w okolicach polskiej Szkocji...Tak wiem, brzmi to niesamowicie, i takie było. Darek ....jest bardzo sympatycznym kawalerem ( wszystkie chętne niewiasty, mogą przesyłać swoje zgłoszenia na mojego maila, potem drogą eliminacji wybiorę zwyciężczynię), świetnym mówcą i poliglotą ( kwestia werbalna ma wielkie znaczenie w naszej znajomości). Darek właśnie przebywa ,albo już nie, na obczyźnie, niestety nie posiadam najnowszych informacji na ten temat BO KTOŚ ZAPOMNIAŁ MNIE O TYM POINFORMOWAĆ CHOĆ OBIECAŁ! (foch i ch.)

Wspomniałabym o Agnieszce, ale już o niej pisałam i szkoda mi klawiatury ;). Powiem tylko tyle - szkoda, że Cię tu nie jesteś.

Daniello - z tego co wiem ma jakieś szemrane powiązania z Agnieszką. Osobnik ten niedługo nas opuści - w sensie wyjedzie, a nie zejdzie. Wybrał kraj twardego języka i życzę mu, aby swojego sobie tam o nic nie połamał. Daniel jest myślicielem, zamyślił się nawet kiedy rósł i przegapił normalny wzrost, zostając wieżowcem. Nie ubolewa jednak z tego powodu bo metry sprawiają, że został człowiekiem zauważalnym:) Danielowi szykuje się kariera umysłowa, choć sam nie chce w to uwierzyć. Bardzo będę za nim tęsknić...

Paweł - :):) hmm, Paweł pochodzi z pięknego miasta na literę W, którego jeszcze nie dane mi było odwiedzić. Podobnie jak ja, katuje ludzi swoimi wypocinami :P. Znamy się tylko z widzenia, choć ostatnio udało nam się poznać z widzenia bliższego. Paweł też już był obgadywany w tym blogu, tyle, że pokrótce. Powiem tylko, że ma fajną naturę, nie mylić z naturyzmem i uroczą sklerozę:).

Przyszła pora na Tomka, artystę, który ze ściany i widelca potrafi stworzyć dzieło. Byłam, widziałam, opierałam się . Tomasz ma duszę poety i twórcy, pięknie przemawia, a jeszcze piękniej uwiecznia to co niewypowiedziane, poza tym serwuje świetną kawę i mieszka w moim ulubionym akademiku. Tomek podejmował próby utrwalenia mojej podobizny, lecz moja podobizna jest nie do utrwalenia. :)

To tyle, jakbym kogoś nie opisała to poproszę o reklamację, książka skarg i zażaleń buja się gdzieś w cyber przestrzeni.

To tyle na dziś bo chyba jest już 2 w nocy. Pozdrawiam wszystkich opisanych i tych co opisać zapomniałam, a także moich flagowych odwiedzaczy;). Narkoza.


* "czytaczy" bo "czytelników" mi się nie podoba

piątek, 23 stycznia 2009

Saudades...


Przez mojego laptopa zostałam na dwa dni odstawiona od wirtualnej rzeczywistości. Nie wiem czemu, ale urządzenia typu : komputery, zachowują się przy mnie inaczej niż bym sobie tego życzyła. Mój laptop był niedawno formatowany, ale pomimo tego stwierdził, że w sumie to mógłby zafundować sobie format raz jeszcze - szlag mnie trafia!!! Tak oto powróciłam z pustym dyskiem, bez programów - goła i wesoła.

Zadzwoniłam dziś do Agnieszki - mojej friend. Już o niej kiedyś pisałam, na samym, samym początku starego bloga (tu można przeczytać). Zadziwia mnie, że co niektórzy (czyt.A) mają w sobie tyle optymizmu, że bez względu na to, o której godzinie dnia i nocy się do nich odezwiesz słychać w słuchawce dziki śmiech. Zapewniam, że Agnieszka jest poczytalna psychicznie, więc nie można tych wybuchów szczęśliwości tłumaczyć zaburzeniami osobowości.:) Oprócz tego A jest osobą niezwykle skoczną, co widać na załączonym obrazku...tyle, że tym razem to ADHD;).
(Przeczytałam sobie ten stary post - znowu poruszam te same dwa wątki...nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy...dziwne:))

Dziś miałam sen, że pojechałam do Anglii...wszystko w śnie było dokładnie takie jak w moich wspomnieniach...Nie wiem czemu mam takie ciśnienie na inne kraje...a w szczególności na Portugalię i Anglię... W tym pierwszym mogłabym żyć...gdybym tylko mogła dostać tam dobrą pracę, na razie uczę się portugalskiego:P. A w Anglii chciałabym po prostu pomieszkać. To coś jak nieposkromiony głód. Wystarczy się najeść i mogę wracać...
Czasem się zastanawiam czy kiedykolwiek będę w stanie znaleźć sobie miejsce na świecie, którym się nie znudzę i które będzie stałym punktem na mojej mapie. Co jeśli zawsze będę odczuwała niedosyt? W tym momencie gdybym mogła się podzielić na części, chciałabym być w tylu miejscach naraz...!!! Tyle, że tak się nie da. Trzeba się zdecydować.
Trochę tak ckliwie wyszło- blee:) Postaram się poprawić.

Nadejszła wiekopomna chwila:P Pozdrawiam:
Agnieszkę, R, Daniela!!!, Anię, Kidda, Adolindę:P, Pawła, Darka Parówę, Tomka i B.G

niedziela, 18 stycznia 2009

Zielono mi...


Jakoś mi tak dziwnie przyjemnie i nie potrafię zlokalizować powodu tej przyjemności...ale cóż, czy to ważne? Chyba nie. Echh nie często mi się to ostatnio zdarza więc chciałabym zatrzymać ten stan...
Mój weekend był całkiem przyjemny, w piątek w końcu dane mi było poznać Pawła:). Do trzech razy sztuka...chyba, że źle policzyłam. Paweł to osobnik bardzo sympatyczny i całkowicie nie wyglądający na swoje lata, ale z tego należy się tylko cieszyć. Mam nadzieję, że sobotnia noc była warta przejechania tylu kilometrów:), a już słyszałam, że była "ciekawa" ( mowa tu o studniówce). W ogóle to niezłe laski wychodowali w 1 liceum w Olsztynie. Te kreacje...! Jak sobie przypomnę moją studniówkę ....ech kiedy to było? Dawno...:)

Stoję przed wyborem...muszę podjąć decyzję, kusi - z jednej strony nie mam wyboru...z drugiej strony - do wyboru do koloru, z trzeciej strony - jest coś więcej, muszę i chcę brać to pod uwagę...
Już chyba wiem dlaczego się cieszę...dlatego, że zostałam zmuszona do podjęcia decyzji, w końcu ruch...dobry, zły - nieważne, ważne że jakikolwiek.

Strasznie dziś bełkoczę...wiele jest tego bełkotu powodów...ale nie chce mi się ich podawać. Więc najlepiej to dzisiejszych bzdur nie czytajcie. To tyle...czuję się TAK.

Pozdowienia dla Leny L, Nasy, R, Kidda, Pawła, Ady,Tomasza M, K ...i Vitalika.

piątek, 16 stycznia 2009

Cieszmy się normalnością, tak łatwo można ją stracić

Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że nie uogólniam ( żeby urażneni nie poczuli się Ci, którzy się do poniżej omawianych przypadków nie zaliczają).

Dziś chciałabym poruszyć temat dyskryminacji mężczyzn, jako rodziców. Ostatnio (na szczęście ) ten temat zaczyna się pojawiać w mediach coraz częściej. Niewiele osób wie, że w naszym kraju istnieje " kult matki polki". Wyobraźcie sobie rodzinę X, kiedy wszyscy żyją zgodnie i szczęśliwie jest ok., ale gdy tylko rodzina się rozpada i oboje rodzice chcą opieki nad dziećmi, zawsze prawa te otrzymują kobiety. A kto powiedział, że kobieta jest lepszym opiekunem???

Jeśli do sprawy między dwojgiem rodziców dobierze się policja, sąd lub prokuratura, winni są zawsze faceci, to zawsze oni są alkoholikami i oprawcami odpowiedzialnymi za wszystko co złe. I często tak jest ALE, bardzo często tak nie jest! Tyle, że na starcie powinny być równe szanse, dlaczego się przyjęło, że to zawsze facet jest oprawcą?? Dlaczego nikt nie mówi o psychicznie i fizycznie maltretowanych przez swoje wybranki, lub ex wybranki mężczyznach??? Dlaczego to kobietom się przyznaje prawa rodzicielskie? Dlaczego bezkarne są nagminne pomówienia wielu mężczyzn o tak modne ostatnio molestowanie seksualne???

Ex żony potrafią być prawdziwym wrzodem na dupie, posuwają się do wszystkiego żeby zatruć byłemu facetowi życie, żeby utrudnić mu kontakty z dzieckiem, gdy to nie pomaga posuwają się do strasznych rzeczy Np. oskarżeń o molestowanie ich bądź ich dziecka. Najlepsze jest to, że taka pani X stwierdza, że ma dość swojego byłego męża więc idzie do sądu bądź prokuratury i składa pełne dramaturgii pisemko o molestowaniu. A co robi sąd/prokuratura? Zakazuje widywania ojcu dziecka i zaczyna się zabawa. Gdy się okaże, że facet jest niewinny, była żona ponosi porażkę, ale nie ponosi żadnych prawnych konsekwencji swojego czynu. I tak postępuje coraz więcej kobiet, TU można sobie poczytać historie z życia wzięte.

Najgorsze jest to, że cała sądowa szopka trwa od kilku miesięcy do kilku lat, a kto na tym cierpi?? Dziecko i ojciec. Sady są sfeminizowane i powolne jak zaparcie. Bardzo często o sprawiedliwości nie ma mowy, a powiewa głupotą. Jak wielu ludzi jest niesłusznie oskarżonych, skazanych? Jak wielu ludziom opieszałość nietykalnych instytucji złamało życie??? Przemawia przeze mnie złość, bo opieram się na konkretnym przykładzie i podobna szopka jest moją codziennością.

Ci, którzy jeszcze nie spotkali się z polskimi instytucjami życzę by nigdy nie mieli tej przyjemności. Dopóki nie jesteśmy uczestnikami bądź świadkami czegoś podobnego dopóty żyjemy złudzeniami, że zawsze jakoś to będzie, że przecież winę trzeba udowodnić, że istnieje sprawiedliwość. Otóż niewiele to ma wspólnego z prawdą, ludzie, którzy zajmują ciepłe posadki w instytucjach decydujących o wyżej wymienionych sprawach, mają nas za szarą masę, nie twierdzę, że wszyscy są tacy - NIE! Ale za mało jest odpowiedzialnych i odpowiednich ludzi na tak ważnych stanowiskach. To oni decydują o dalszym życiu wielu z nas, a często są ostatnimi, którzy powinni to robić.

Tu też można znaleźć ciekawe informacje.

O takim jednym co robi dużo hałasu

Zamieszczam tu dwa ostatnie posty ze starego bloga...bo mi na nich zależy i ktoś chciał tu coś skometować, więć proszę:)

Chyba na grobową nutę ostatnio przygrywam bo nikt mnie nie chce czytać, ani komentować. Trza zmienić tematykę bo wszyscy zaczną mnie omijać szerokim łukiem. Zagram więc na nutę zupełnie inną, właściwie nie ja zagram tylko K=I=W=I.
Dziś chciałabym Wam przedstawić mojego kumpla Kidda, który śpiewa sobie refren w klipie powyżej:). Znamy się już trochę, choć znajomość to specyficzna i oryginalna:) Jestem dumna z osiągnięć tego pana więc go zareklamuję troszkę.

Kidd pochodzi ze Śremu ( miasta, które odmienia się w dziwny sposób), trąca struny na basie oraz udziela się wokalnie między innymi w zespołach: K=I=W=I (grunge, stoner, indie) i Hug Me Mum (grunge, rock, hardrock) . Wydobywa z siebie nieziemskie dźwięki bo w gratisie dostał kawał głosu i zdolności muzyczne. Pisze teksty, tworzy muzę, a w wolnych chwilach uprawia freeriding i z tego co wiem pstryka niezłe foty. Utalentowany i oryginalny gość , a jego twórczość warta jest uwagi. Więc wszyscy teraz odpalcie poniższe linki. Są to strony z MySpace, nie tylko posłuchać można, ale i popatrzeć, a oko cieszy...:)

K=I=W=I
Hug Me Mum
Wood Pillow
Kidd

Trochę to wyszło jak nieporadna próba napisania wypracowania z 3 klasy na temat " Opisz swojego idola":).No i opisałam. A oto on w pełnej krasie:)


środa, 14 stycznia 2009

:):):)


Ale tu dziwnie:) Tak nowocześnie, miło, przytulnie, czytelnie... Już dawno mogłam się wynieść z WP. Podoba mi się tu:) , naprawdę mi się podoba. Miejmy nadzieję, że poradzę sobie z obsługą...

To tyle w ramach wstępu, mam dziś tremę więc na tym poprzestanę. To tak tylko, żeby nie było, że nic nie ma:P.