czwartek, 28 stycznia 2010

Męski punkt widzenia

Jak wygląda kobieta z punktu widzenia faceta...wydawałoby się, że normalnie. Ostatnio podczas podróży powrotnej do Wawy, miałam ciekawą, a zarazem zaskakującą rozmowę z R. Ja kobieta wścibska musiałam zrobić rozeznanie w sytuacji, a mianowicie R ma nową pracę, a co za tym idzie nowe koleżanki. Popytałam więc trochę...szczególnie o kolor włosów (dlaczego? ściśle tajne).

- To jak tam, masz jakieś fajne laski w pracy?
- Nie...
- No, ale poznałeś jakieś
- Tak...
- I?
- No jest taka jedna, siedzi koło mnie.
- Fajna?
- Nie wiem, wtapia się w otoczenie. Cicha.
- Tzn?
- No nosi takie szare swetry. Wszystko w jednym kolorze nawet włosy.
- Tzn brunetka czy blondynka?
- Nie wiem, jak koń.
- CO??? Co jak koń?
- No kolor włosów jak u konia. Takie spiralki.
- ???!!! Ale porównanie.
- A inne?
- Najfajniejsza jest kadrowa, to taka starsza kobieta około 40 (zaznaczam, że R ma 33:) ).
- Brunetka czy blondynka?
- Nie wiem bo ona jest łysa
- Jak to łysa???
- No ma tak na jeża obcięte włosy
- No to nie łysa! A jakiego koloru?
- Siwe, białe takie tzn biało-czarne.
- To w końcu białe czy czarne???
- Nie wiem, jakie ty zadajesz trudne pytania.

No tak, pytania faktycznie były o wysokim stopniu trudności.




-

niedziela, 17 stycznia 2010

Weekend w rytmie kociej cza czy

W piątek byłam pewna, że nie dożyję do poniedziałku, ale jak widać dożyłam. Ten weekend był prawdziwą męką dla wszystkich zamieszkujących szuflandię. Mnie w piątek rozłożył na łopatki wirus niewiadomego pochodzenia, czyli zapewne z kosmosu. To dziwne, bo ostatnio nawet ludzi nie widywałam na oczy, więc ciężko było to od kogoś przejąć, ale widocznie nie doceniam wirusów. Zaatakował mnie więc ten niewidzialny dopierdalacz i pastwił się nade mną przez te kilka dni (dziś już przynajmniej jestem w stanie myśleć). Jak widać nie potrzebne były moje obawy odnośnie załapania się na promocję AH1N1, bo dostałam ofertę specjalną i na pewno jej nie zapomnę.
Wracając do reszty szuflandiowej ekipy, to samo patrzenie na mnie było dla nich średnio przyjemne. Oprócz tego, kot intensywnie i uparcie wyjękiwał rujowe pieśni kochanków drepcząc przy tym i turlając się w rytm owego zawodzenia. Nieustanne nocne przemarsze po moim ciele oraz ocieranie się białym futrem o twarz doprowadziły, że kot musiał zostać odizolowany, co w szuflandii jest niezmiernie trudne do wykonania. Ale spokojnie, nie zamknęłam go w szafie, tylko w łazience.
Wierny przyjaciel kota - pies Baku, przez cały weekend miał doła, pewnie dlatego, że nie pojechał w swoją ulubioną podróż do miasta Olsztyna, której to zakończenie zawsze kwituje wydalając resztki zawartości żołądka na tylne siedzenie Rdzawej Strzały. Tak też pies całe 3 dni prawie nie wstawał z miejsca, chyba, że kot mu kazał.
Ostatni mieszkaniec - R, nie dość, że cierpi na chroniczne zmęczenie spowodowane nadmiarem pracy, to jeszcze musiał przejąć kilka obowiązków w gratisie i ryzykować codziennie, że niewidzialny dopierdalacz i jemu dobierze się do skóry. Jednakże, na razie nic takiego się nie stało i miejmy nadzieję, że się nie stanie. Weekend się skończył i wszyscy żyli długo i szczęśliwie.

wtorek, 12 stycznia 2010

Life is wonderful

Życie jest fascynujące, czyż nie? Dookoła mijamy uśmiechniętych ludzi, wszyscy są pomocni i uczciwi. Mamy piękne dwupoziomowe mieszkanie z windą i basenem. Sami nie wiemy, która z kilkunastu propozycji pracy byłaby dla nas najlepsza. Pracodawcy zabiegają o nas, podnosząc wynagrodzenie. Wizja przyszłości napawa nas niepohamowaną radością i wprowadza w stan błogiej ekscytacji. Sprawy w urzędach, uśmiechnięte panie załatwiają nam od ręki, a przejeżdżając przez miasto mamy wrażenie jakby wszyscy ustępowali nam miejsca. Kierowcy pozdrawiają się i uśmiechają. Idąc przez park obserwujemy niesamowite zjawisko, psy same sprzątają po sobie kupy, a dumni właściciele nagradzają je za to smakołykami. Wizyta w sklepie to czysta przyjemność, roześmiane ekspedientki układają świeże produkty na półkach. Z przyjemnością nas obsługują i pomagają w wyborze. Gdy jesteśmy chorzy, a praktycznie nie chorujemy, wizyta u lekarza powoduje, że wszelkie schorzenia znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. To za sprawą naszych mądrych i niezwykle kompetentnych doktorów jesteśmy okazami zdrowia i cieszymy się długim życiem. W ogóle życie w naszym kraju to jak los na loterii, nic lepszego spotkać nas nie mogło. Mamy niezmiernie mądrych i uczonych polityków, którzy robią wszystko, aby ludziom żyło się lepiej. Dzięki temu Polska bardzo szybko się rozwija, a inne kraje są za nami daleko w tyle. Czytając poranną gazetę dostajemy dawkę energii ponieważ pozytywne wiadomości krzyczą do nas z każdej strony. "[...]Życie na emeryturze to prawdziwie sielskie życie. Biura turystyczne właśnie przeżywają oblężenie w związku z masowymi wyjazdami w ciepłe kraje. Stworzono nawet specjalne zniżki dla BABĆ I DZIADKÓW. Po takiej podróży wszyscy wracają o 10 lat młodsi![...]".
Zagraniczne gazety rozpisują się na temat dobrobytu jaki u nas panuje i chcą się od nas uczyć, aby i w ich kraju żyło się lepiej.