środa, 29 kwietnia 2009

Przegląd miesiąca

Oto jestem, czas odświeżyć klawiaturę...
Muszę się pochwalić, że zdałam egzamin na prawo jazdy. I bardzo dobrze bo ponownie takiego stresu bym nie zniosła. Teraz tylko zabawa w papierki i pewnie zanim do końca zapomnę jak się jeździ, otrzymam prawo jazdy. Po polsku.

Wyżej tyle, a niżej reszta.






poniedziałek, 27 kwietnia 2009

Postcrossing

Oto moje zdobycze z Postcrossingu:)


Taiwan


Holandia

Taiwan

Malezia

Włochy


Wielka Brytania

Francja

Finlandia

Niemcy

Estonia

Niemcy

Białoruś

Austria

wtorek, 7 kwietnia 2009

Notka powściągliwa

Wczoraj w wiadomościach (których zresztą miałam nie oglądać ze względu na brak pozytywnych informacji) pokazano pewnego wyjątkowo "kreatywnego" Hiszpana "artystę", który podczas swojego spektaklu znęcał się, potem zabił i zjadł homara, a następnie podtapiał chomiki w akwarium pełnym wody. Publiczność we Wrocławiu była oburzona, a nawet pewne osoby interweniowały. Pomijając moje subiektywne odczucia, kto mnie zna wie jakie są, zastanawia mnie jedna rzecz, a mianowicie: jak daleko jeszcze posuną się "artyści", tworząc coraz to nowe sztuki, przedstawienia, wystawy itp., Skoro to publiczne znęcanie się nad zwierzętami nazywane jest spektaklem i jest dopuszczone do oglądania! Protesty oburzonych widzów, tłumaczono jako coś naturalnego, bo przecież to sztuka kontrowersyjna. Zastanawia mnie tylko gdzie jest granica między sztuką, a zwykłym okrucieństwem?! ... Proponuję zatem, aby "kreatywny artysta" przygotował kolejny spektakl z sobą w roli głównej jako oprawcy i ofiary jednocześnie. Czyż nie byłby to iście oryginalny spektakl? Aktor mógłby sobie na przykład coś odciąć. Nie ma co ubaw po pachy...i oglądalność miałby dużą, bo to takie kontrowersyjne i nagrodę by znowu dostał tym razem za poświęcenie w imię sztuki.
Nie rozumiem tych, którzy na różne sposoby próbują tłumaczyć to jawne torturowanie zwierząt . Uważam, że we wszystkim są granice i tu właśnie jedna została przekroczona. Dla mnie jakiekolwiek wytłumaczenie w tym przypadku nie ma racji bytu. Pełnego zdania na ten temat nie wyrażę ze względu na ilość wulgaryzmów i obraźliwych epitetów, które musiałabym zawrzeć w mej wypowiedzi by w pełni oddać to co czuję.

Jakbym coś palnęła nie tak to mi wytknijcie, jestem już zmęczona i wszystko się może zdarzyć...

środa, 1 kwietnia 2009

Bohemian Rhapsody

Ostatnio muzyka popycha mnie do pisania...właśnie w radiu leciało " Bohemian Rhapsody" i coś mi się przypomniało:):). Pewnie jak wielu ludzi tak wiele interpretacji tego utworu. Dla mnie kiedyś był tylko fenomenalnym nagraniem, ale później przyszło coś jeszcze. Tu zwracam się do Anetas, mojej byłej współspaczki, niech sobie przypomni:) .
To tak w ramach wstępu do zupełnie nie związanego ze wstępem tematu:P. Ostatnio w "Trójce" była sonda na temat "wymierania" książek i czasopism, które zastępują elektroniczne odpowiedniki. Mam nadzieję, że druk nie wyginie bo i tak już utraciliśmy wiele przez to, że technika tak szybko się rozwija i pochłania kolejne elementy naszego życia i przemienia na wirtualny odpowiednik. Chyba jestem nie z tej epoki, ale mam sentyment do wszystkich "staroci" i nie kręcą mnie nowoczesne rozwiązania. Przykładem może być książka, cały rytuał poszukiwania tej jedynej na półkach księgarni, wrażenie jakie robi jej okładka, papier, sposób i jakość wydania i to podniecenie, że już niedługo zanurzę się w lekturze. Elektroniczne wersje są do kitu, źle się czyta, oczy się męczą itd. Mam wrażenie, że wszystko wciąga wirtualne tornado, pochłania nas i naszą codzienność. Ktoś powie, że nic się nie zmienia, nic nie tracimy, a tylko zyskujemy, bo niby szybciej, wy
godniej itd, ale tak naprawdę myślę, że wiele tracimy. Prosty przykład: zdjęcia-kiedyś kupowało się kliszę robiło zdjęcia, a później przebierało nogami czekając na wywołanie. I ten moment oglądania, ta radość z posiadania uwiecznionej chwili na papierze... Teraz aparaty na kliszę wymierają bądź kosztują krocie, poza tym nie są w modzie;). Zdjęcia pstrykamy bez opamiętania, często bez sensu... bo przecież i tak się za wywołanie nie płaci i wszystko zostanie na komputerze. ALE. Oglądając takie cyfrowe zdjęcia, ich całe masy różnych ujęć...coś tracimy, nie skupiamy się na żadnym choć w połowie tak długo jak na zdjęciu wywołanym. Wiele z nich jest brzydkich rozmazanych i zbędnych, a te naprawdę dobre giną wśród masy niewypałów. Sama złapałam się na tym, że te same zdjęcia cyfrowe po wywołaniu miały zupełnie inną wartość, nagle dostrzegłam w nich coś czego nie widziałam wcześniej. To dlatego, że patrzyłam na konkretną, namacalną fotografię, a nie na wirtualnego gniota.
Sklepy, szkoły, praca, wszystko staje się wirtualne, gadające samochody, wypasione telefony, coraz to nowe wynalazki...niedługo przestaniemy wychodzić z domu bo zakupy zrobimy przez internet, posłuchamy wirtualnego wykładu profesora z ekranu, przeczytamy elektroniczną wersję książki, zamówimy jedzenie ze strony dostawcy, ze znajomymi i rodziną pogadamy na Skype, jednym słowem wszystko w jednym, co za wygoda? Ja tego nie kupuję i nawet jestem zła, że technika dominuje nasze życie. To jak wirus, który i tak Cię dopadnie. Ktoś powie, że mam wybór. Teoretycznie tak. Ciekawi mnie co by się stało gdyby padł internet i wszystkie komórki przestały działać? Wiem...nastąpiłby jeden wielki piździec. Ludzie tak bardzo zależni są od sieci, komórek i innych wirtualno-technicznych dogadzaczy, że nie wiedzieliby co robić, nastąpiłby jeden wielki chaos. Nie potrafilibyśmy przetrwać, zanikło w nas wiele naturalnych instynktów...niestety.