niedziela, 8 marca 2015

d

dd

wtorek, 24 kwietnia 2012

Eet


poniedziałek, 4 lipca 2011

czwartek, 16 grudnia 2010

Święta..!?

Ada, zainspirowałaś mnie...
Święta... Patrząc dookoła można powiedzieć, że wszyscy, a przynajmniej większość, łyknęła haczyk atmosfery reniferowo-choinkowej. Ja nie. To wszystko to jakaś wielka szopka i tandeta, ludzie jakby mogli to wsadziliby sobie lampki w dupę, żeby było bardziej świetliście i nastrojowo. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że człowiek jest zmuszony w tym uczestniczyć czy tego chce czy nie. Gdzie nie spojrzysz wkręcają się w mózg banery świąteczne, choć weź i oślepnij. Jaskrawe kolory, biegające choinki, śpiewające renifery i atak klonów w czerwonych szlafrokach z przyklejoną watą pod nosem. Nastrojowo. Przed świątyniami handlowymi mega korki bo przecież idą święta i można wydać trochę więcej kasy niż zazwyczaj. A w sklepach dziki szał kupowania, bo tanio, bo w promocji, w zestawie, okazja, tylko teraz, na prezent itd. Ludzie tabunami włażą do sklepów, przepychają się, depczą, strącają produkty z półek swoimi modnymi futrami ze świeżo zabitych norek. Wpychają paluchy i swoje często niedomyte albo za bardzo upudrowane cielska we wszystko co się da. Pochłaniają każdy oferowany produkty do degustacji - bo za darmo, biorą udział we wszystkich tandetnych świątecznych promocjach żeby wygrać świąteczny breloczek. A potem zmęczeni, spoceni i głodni pędzą do śmierdzących spalonym tłuszczem fast foodów. I kupują promocyjne zestawy złożone z uśmierconych rok temu wściekłych krów i kurczaków, które z kurczakiem nigdy nie były spokrewnione. Jedzą, bekają, brudzą się wyciekającym z każdej strony sosem, zostawiają syf i odchodzą... kontynuować zakupy.
Całe miasto wrzeszczy do ciebie, także wizualnie, że "Idą Święta!". Ale im dłużej na to patrzę tym więcej fałszu dostrzegam. Cała ta przerysowana szopka nie ma nic wspólnego ze Świętami. To tylko zapychacz, atrapa. Ciekawa jestem jakby zareagowali wyżej opisani gdyby im zamknęli galerie handlowe, zgasili lampki, wygonili świętych mikołajów i wyłączyli dźwięk z wyjącymi "kolędami". :) .
Jednakże wszystko przebijają "rodzinne" Wigilie w restauracjach.
Wesołych "Świąt".

środa, 24 listopada 2010

Dzień za dniem

Poniedziałek, wtorek, śr... piątek!... niedziela? już?! I od początku... eh. Wir codzienności, czas zasuwa, a jednocześnie wlecze się. Dziwne. Boję się, że kiedyś zasnę jako 26 latka, a obudzę się z 40 na karku, która wgramoli się tam niepostrzeżenie między kolejnymi piątkami, środami i poniedziałkami. Coś chciałam napisać, zadzwonił telefon i Alzheimer.
Mówią, że w pewnym wieku życie przyśpiesza i im jesteś starszy tym dni robią się coraz krótsze i krótsze. Ja już w takim razie weszłam w ten wiek, sama nie wiem czy się cieszyć czy płakać, to zależy jakie stanowisko wybiorę.
Obserwuję ludzi i widzę jak harują, żeby wiązać koniec z końcem bądź żyć w dostatku, odłożyć na wakacje, kupić nowe buty czy zapewnić sobie "godną" emeryturę. Przy tym ostatnim dziwny grymas wykrzywia mi twarz... Ludzie martwią się jak będą spędzać starość, kiedy są młodzi i do starości im jeszcze daleko, planują jak będzie wyglądała ich sielanka na emeryturze, jak będą odpoczywać... To dziwne. Wydaję mi się, że nic nie jesteśmy w stanie zaplanować z takim wyprzedzeniem bo najzwyczajniej w świecie nie możemy przewidzieć co się wydarzy. Więc tworzenie w głowie wizji błogiej emerytury i tracenie energii na przygotowania do niej podczas gdy powinniśmy się raczej skupić na tu i teraz są bez sensu. Zresztą myślenie o emeryturze teraźniejszym umysłem, osoby zdrowej i jeszcze z niewielkim bagażem doświadczeń życiowych (w porównaniu do tego jaki można zdobyć do wieku emerytalnego), chyba niewiele ma wspólnego z rzeczywistością, która nastąpi. A potem jest rozczarowanie... i kolejne planowanie i przygotowania tym razem do śmierci.
Dziwnie to zabrzmiało jak już to napisałam, ale chyba coś w tym jest. Często nie korzystamy z dnia dzisiejszego, a gryzące w tyłek wyrzuty sumienia spowodowane marnowaniem czasu każą obiecać sobie, że jutro to zmienimy. Więc mając świadomość upływu czasu, trzeba zrobić dwa razy tyle, żeby zdążyć przed zachodem słońca.

poniedziałek, 20 września 2010

"Według waszej wiary niech Wam się stanie!"

Ewangelia według św. Mateusza: "Gdy wszedł do domu, niewidomi przystąpili do Niego, a Jezus ich zapytał: "Wierzycie, że mogę to uczynić?" Oni odpowiedzieli Mu "Tak, Panie". Wtedy dotknął ich oczu, mówiąc: "Według waszej wiary niech Wam się stanie!". I otworzyły się ich oczy, a Jezus surowo im przykazał: "Uważajcie, niech się nikt o tym nie dowie!""(Mt 9,28-30).

Człowiek nie potrzebuje tak naprawdę niczego, aby być szczęśliwym, jest w stanie sam się uzdrowić, wypełnić swój czas, ogrzać się i nakarmić, jest w stanie zrobić wszystko co tylko chce, jest tylko jeden warunek, musi zapanować nad swoją podświadomością, musi pokonać swój strach, lęk, obawy, niewiarę, musi pokonać siebie żeby uwolnić siebie. Największym zagrożeniem dla siebie jesteśmy my sami i nasza głowa, nasze myśli. Nasze pesymistyczne nastawienie, narzekanie, wymyślanie i pogoń za...no właśnie za czym? Za szczęściem, którego nigdy nie osiągniemy goniąc za nim w ten właśnie sposób. Nie tędy droga. Ale aby to zrozumieć, aby tego doświadczyć i aby się udało trzeba pokonać siebie. Jezus nie uleczył niewidomych, oni uleczyli się sami, wierząc, że on ich uleczy, a skoro tak, jak silną posiadali moc! Człowiek jest produktem skończonym, może żyć jak w przysłowiu: "goły i wesoły", ale z jakiegoś powody tego nie chcemy. Jak wiadomo "wiara czyni cuda", wiara w Boga czyni cuda, wiara w cuda czyni cuda, itd, a dlaczego nie wierzyć po prostu we własną moc? W to, że nie musimy naszej wiary przelewać na coś innego, aby to co chcemy mogło się wydarzyć? Chyba dlatego, że nie posiadamy tak silnej wiary jak potrzeba, zatruwamy własne umysły zwątpieniem, a następnie obwiniamy obiekt wiary za niespełnione prośby i oczekiwania. A wystarczyłoby uwierzyć w 100% i nie zachwiać się ani na chwilę, nie zwątpić, być pewnym...i gdyby tak się stało, oznaczałoby to, że jesteśmy samowystarczalni. Teraz mamy dwa wyjścia, albo się tym cieszymy, albo popadamy w panikę, bo to burzy wszystko to czym nas karmiono i w czym dorastaliśmy. Dlaczego jogini są szczęśliwi, choć niczego nie posiadają? Bo niczego nie posiadają! Są wolni od przyziemności, ich rozum tworzy ich rzeczywistość, są szczęśliwi bo to oni dowodzą w swoim życiu. Ale tylko nielicznym jest to dane. Jak wyzwolić świat od konsumpcjonizmu, wygodnego życia i pogoni za pieniądzem? Gdyby zniknęło wszystko, jedni spojrzeliby na siebie, na innych i na świat przez nowy pryzmat, ale pozostali umarliby z rozpaczy. Najważniejsze zatem jest samopoznanie, opanowanie i wiara we własną siłę, tylko jak długa droga prowadzi ku temu? Pewnie długa. A żeby ją w ogóle odnaleźć, trzeba odrzucić złość, chciwość, próżność i wiele innych cech, wtedy może wzrok się wyostrzy i uda się odnaleźć początek WŁAŚCIWEJ drogi.

środa, 18 sierpnia 2010

Nie mów do mnie TAK, nie jestem TAKIEM!!!

Co autor miał na myśli wypowiadając te słowa? To zapewne wie, albo i nie sam autor. Zacznę spisywać teksty tzw. Wyższej Pierdolencji, bo można się nieźle ubawić. Dziwni są ludzie na wysokich stanowiskach, pierdolec uderza do głowy w zastraszającym tempie, zachcianki sięgają innych kontynentów, a osobom które muszą je spełniać wibrują mózgi od intensywnego główkowania jak to zrobić. Taka przykładowa osoba z najwyższego stołka ma często syndrom zaniku człowieczeństwa. Obce są jej ludzkie, przeważnie wszystkim ogólno dostępne emocje, obce normalne zachowania między ludzkie. Ciężko stwierdzić jak szybko postępuje owy zanik, ale faktem jest, że następuje. Za to cechy jakie pojawiają się w zamian to: władczość, poczucie bycia nadczłowiekiem, brak logiki wypowiedzi, zachcianki, dorównujące zachciankom dziesięciu ciężarnych kobiet razem wziętych. Nadpobudliwość ruchowo-słowna w chwilach podenerwowania. Podenerwowanie praktycznie chroniczne, ponieważ nadczłowiek nigdy nie będzie do końca szczęśliwy wśród "ciemnoty". Często u tego typu ludzi zdarzają się dziwne, a wręcz sadystyczne zamiłowania. Np. uśmiercanie niewinnych zwierząt w celu zawieszenia ich trupiej wypchanej głowy w miejscu, w którym każdy je dostrzeże i fałszywie i z trwogą wypowie: "Jaki piękny słoń". Oprócz tego osoby takie lubią otaczać się rzeczami drogimi i pięknymi inaczej. Cena nigdy nie gra roli, gdy śpi się na pieniądzach, dlatego wydawanie ich to rzecz święta. Ponadto niezbędne są wszelakiego typu przywileje jak Vipowskie wejścia do supermarketu i fryzjera, wszelkie niedostępne plebsowi pozwolenia oraz posiadanie uprzywilejowanego roweru i samolotu. Człowiek taki ma też często wadę wymowy, nie wynikającą bezpośrednio z jako takiej wady lecz z lenistwa. Mielenie jęzorem w celu wydawania jasnych i zrozumiałych poleceń jest nudne i wyczerpujące więc WP woli mlasnąć językiem i bąknąć coś pod nosem, a zadaniem osoby, do której skierowane są słowa jest rozszyfrowanie przekazanego polecenia i wypełnienie go z datą wsteczną. Pod żadnym pozorem nie należy dopytywać WP co konkretnie miała na myśli bo grozi to u niej przegrzaniem organizmu, w wyniku nagłego skoku ciśnienia. Morał z tego taki, że lepiej nie zachodzić zbyt wysoko bo jest duże prawdopodobieństwa wystąpienia trwałych i nieodwracalnych uszkodzeń osobowości.

poniedziałek, 26 lipca 2010

"Poczuj w sobie siłę i rób tak, żeby zabić"

Takie właśnie zdanie obudziło mnie dzisiejszego ranka i choć starałam się otrząsnąć z kołaczącego się w głowie tekstu piosenki Myslovitz nie bardzo mi to wychodziło. I jeszcze ten deszcz. Może to początek choroby psychicznej?
Wolałam słońce... Ale pogoda woli ekstremalne przejścia jak widać i w sumie się nie dziwię. Będąc naturą sama bym przywaliła tym małym niszczącym wszystko ludziom, zasłużyli.
Chyba przechodzę kryzys wieku przedśredniego. Zderzenie z rzeczywistością, rozczarowanie, rozczarowanie, rozczarowanie. Jeśli tak ma wyglądać życie to ja chce na wieczne wakacje.
"To nie był film..."

poniedziałek, 28 czerwca 2010

Day by day

Dostałam swój przydział w szarej masie. Niestety, albo stety. I choć chciałabym iść pod prąd...póki co to nie po drodze. I tak oto codziennie rano drepczę grzecznie na stację i jak cała reszta czekam aż pociąg przyjedzie. Wsiadam. I bujam się wraz z całym pociągiem i resztą pasażerów w takt nierównych torów. Obserwuję. Wnioski? Ludzie się nie uśmiechają! Jedni śpią inni prawie śpią, a reszta z naburmuszonym wyrazem twarzy prześlizguje się wzrokiem po pozostałych. Czy ja też tak wyglądam? Mam nadzieję, że nie, a przynajmniej się staram, bo to grozi trwałym wygięciem ust w stronę podłogi. Po przejażdżce kolejką docieram do kolejnego etapu...do podziemi. I znów poruszam się wraz z tłumem podziemnymi korytarzami. Słyszałam, że bodajże w Chinach, ludzie na stacjach metra zachowują niezwykły porządek, nikt się nie pcha, nikt nie wyprzedza, gdy wychodzą z pociągu idą równym krokiem w równych odstępach. A w Polsce? Chaos! Ale szczerze mówiąc chyba wolę chaos niż takie uporządkowanie, bo jeszcze w tłumie klonów zagubiłabym siebie.
W podziemiach panuje specyficzny klimat, to taki świat POD. Mijam ludzi w garniturach i ludzi bez garniturów, młodych i starych, biegnących, idących, stojących, przeżuwających, zamyślonych, gadających i zabłąkanych. Mijam sklepy z pieczywem, mięsem, kosmetykami, perfumami, ubraniami, supermarket, księgarnię, fotografa, szewca, kebab, toaletę publiczną, kiosk, kasy biletowe, aż w końcu widzę schody, moje wybawienie. Wreszcie świerze powietrze, podziemne zapachy są naprawdę przytłaczające. Wyłaniam się z podziemi i mijam deptak-noclegownię. Noclegownię dlatego, że na każdej ławce śpią Panowie Żulowie i Panowie Kloszardowie. A zaraz potem znowu tłum: panie w szpilkach i panie bez szpilek, uniformy, krawaty, telefony, teczki. Idę dalej... teraz tylko 20 minut piechotą, ale trasa jest zdecydowanie lepsza, przyjemniejsza i atrakcyjna widokowo. Ta trasa to Chmielna, chociaż tu los się nade mną zlitował. Szary tłum został gdzieś z tyłu, rozpierzchł się w różne strony, już nie jestem jedną z nich, znów jestem sobą. Docieram do celu.

niedziela, 27 czerwca 2010

White lines on your mind

Leżę na podłodze, plecy bolą nieznośnie...efekt poruszania się w pozycji pół zgiętej, dopóty dopóki ostatni kłak nie zniknął z podłogi. Leżę na podłodze...obok otwarte okno balkonu i widok na niebo i inne okna. To pierwsze jest bardziej pociągające, ale widać tylko niewielki skrawek błękitu. Mój spokój zakłóca coś, co najpierw zasłoniła mi widok, patrząc na mnie ze zdumieniem z góry, aby już za chwilę powalić się obok, zaczepiając przy tym zimnym nosem moją dłoń. Teraz mam towarzystwo...Leżymy sobie na podłodze gdy nagle coś dotyka mnie w czoło i obwąchuje. To kot. Po krótkich oględzinach odpuszcza. Nagle mój leżący towarzysz podnosi łeb i przygląda się czemuś na zewnątrz. Podążam w ślad za jego wzrokiem. Gołąb siedzi na dachu centralnie na przeciwko i gapi się na nas. My gapimy się na niego. W końcu znudzony odlatuje. Cóż nie dziwię się mu. Pies powraca do poprzedniej całkowicie leżącej pozycji. Znowu leżymy razem na podłodze. Słuchamy Reginy Spektor...Edit, edit, edit, edit, edit, edit...

poniedziałek, 22 marca 2010

Wykopaliska

Ostatnio przeglądając niekończące się sterty wirtualnej makulatury, natknęłam się na coś ciekawego. JE!!
BASE JUMPING - muszę powiedzieć, że żaden ze sportów ekstremalnych nie wydał mi się tak pociągający i ekstremalny jak ten. Skaczesz sobie ze spadochronem w specjalnym wdzianku nazyw anym wingsuit z różnych fajnych miejsc jak na przykład urwiska budynki góry itd. I zamiast spadać jak kłoda w dół, LECISZ!!! jak kłoda w dół. Tak czy siak spadasz, ale wolniej i posuwasz się do przodu, a nie tylko w dół. Najniższa wysokość, z której skaczą to 50m, albo wylądujesz, albo będzie placek. Śmiertelność w TYM sporcie jest duża, ale za to adrenalina musi być nieziemska. Dopisałam to sobie do listy rzeczy, które chciałabym zrobić zanim umrę:). To w sumie mogłaby być wisienka na moim życiowym torcie. Jakbym się zabiła to przynajmniej miałabym co wspominać po śmierci. Polecam filmiki na You Tube mmm:).

Drugie moje wirtualne wykopalisko to muza. Zanim podam tytuł zdradzę, że płyta podoba mi się bardzo... ale tylko połowicznie. To duet Scarlett Johansson i Pete'a Yorna. Płyta nosi tytuł "Brake up". Scarlett moim zdaniem jest boska, uwielbiam jej niski, seksowny głos i tylko JEJ warto na tej płycie słuchać bo kolega Pete, kimkolwiek jest, a zaznaczam, że to z jego strony wyszła propozycja współpracy, wypadł bardzo blado przy Scarlett. Jego głos jest delikatnie mówiąc...przeciętny i nie ma w nim nic przyciągającego. Ale to moja subiektywna opinia oczywiście. Polecam mimo wszystko, chociażby po to by usłyszeć Scarlett.
Nawet pozdrowienia będą dzisiaj:
Dla Ady, R, Pawła, Darka, Jacka, Maćka, Ani, Aniety, Daniela i innych.

sobota, 20 marca 2010

Baku - Lira bitwa

Wiosna - Zima decydujące starcie.

Uff. Wygląda na to, że przeżyłam zimę! Starcie Wiosna - Zima trwało dość długo. Wiosna powoli starała się pokonać chłodną przeciwniczkę więc przysłała jakiś czas temu pięknie świergoczące ptaki i wypuściła ze zmarzniętej ziemi pierwsze nieśmiałe kwiaty. Ale co na to Zima??? Przywaliła Wiośnie prosto w twarz zaspą śnieżną, paraliżując na 2 dni rozgrzewającą się naturę. Jednakże Wiosna twardzielka nie poddała się tak łatwo bo wiedziała, że teraz jej kolej na panowanie. Toteż podgrzała nieco atmosferę i zaspy poszły w niepamięć, zostawiając po sobie tylko wilgotne smugi. Zima chciała ponownie przywalić śniegiem, ale niestety opadła z sił i zapłakała tylko mokrym deszczem. Nie pozostało jej nic innego jak usunąć się z drogi przyszłej królowej, która już jutro oficjalnie obejmie panowanie.

poniedziałek, 8 marca 2010

Kot na gorącym dachu mojej głowy ożył!!!

Conocne wielokrotne wstawanie, zaburzenia snu, poranne zawroty i bóle głowy, zmienność nastrojów od spokoju do furii, sny o tym jak wykończyć...?
Nie, nie jestem w ciąży, ani nie zwariowałam, mam tylko kota. Może ktoś chce? Pozbędę się w dobre ręce;).
Mój kot ma pierdolca. Odkąd śpimy na podłodze, bo na łóżku z przyczyn krzywizny się nie da, kot urządza sobie conocne przebieżki po nas, zwłaszcza po naszych głowach. Kiedy przebiega wydaje z siebie głośny, dziki, zdeformowany, miauczący dźwięk, a ja mało nie dostaję zawału. Kończy się to zawsze pobytem kota za zamkniętymi drzwiami w łazience, ale zanim do tego dojdzie budzi mnie z 10 razy.
Dziś rano przebrała się miarka, oprócz pierdolca kot ma ruję. Oprócz przeskoków, jest tupanie, zawodzenie i ile razy nie otworzę oczu widzę różową, kocią dupę. Ratunku!!! Ona chce mnie wykończyć!
Oprócz tego kot razem z psem zmieniają właśnie szatę graficzną i kłaki roznoszą się przy każdym ruchu, odkurzacz się zapycha od tego futra. Eh...
Może ktoś zna jakieś kreatywne sposoby na to bym mogła się wyspać, czyli co zrobić z kotem? Zaznaczam, że łazienka nie jest najlepszym wyjściem bo Lira zawodzi tak głośno, że pewnie słychać ją u sąsiadów oprócz tego drapie drzwi i kombinuje przy klamce...niedługo sama będzie sobie otwierać...Czekam na pomysły:).

wtorek, 2 lutego 2010

Sleepwalker

Ostatnio przeczytałam o pewnym interesującym blogu, a mianowicie http://sleeptalkinman.blogspot.com/ . Bohaterem jest koleś, który gada przez sen, a jego żona nagrywa jego cudne monologi i zamieszcza w sieci jednocześnie robiąc na tym biznes, który polega na sprzedawaniu koszulek z najlepszymi tekstami. Muszę przyznać, że facet jest niesamowity, a teksty świetne. I tak sobie myślę...czemu sama na to nie wpadłam??? Tak się składa, że również należę do tej garstki populacji, która zarówno gada jak i chodzi podczas snu tzw: lunatyk. Żałuję, że nigdy nikt mnie nie nagrał, a i relacje z moich nocnych eskapad czy też słowotoków były zawsze okrojone, bo tak się składa, że w tym samym czasie inni śpią, lub budzą się z powodu mojego gderania. Co najlepsze, w artykule na temat powyższego bloga wypowiadała się też pani psycholog, która stwierdziła, że mózg takiej osoby jest nie do końca rozwinięty bo takie przypadłości zdarzają się w wieku dziecięcym, a potem kiedy mózg dalej się rozwija mijają. Cóż mi nie przeszło i nie pozostaje mi nic innego jak zaakceptować swój defekt .
A oto teksty produkcji Karoliny gdy śpi:

1. Nocowałam u Ani. Ona wstała w nocy żeby skorzystać z toalety, a wracając spostrzegła, że ja w swoim pokoju siedzę w kuckach na łóżku i coś zbieram z pościeli.
Ona - Karolina? Co robisz?
Ja - Zbieram.
Ona - Co zbierasz??!
Ja - Jagody.

2. Tu z relacji R. Budzi go mój śmiech.
On - Co się stało?
Ja ( zaśmiewając się) - To takie śmieszne.
On - Co jest śmieszne???
Ja - Prowadzę Ani krowy na badania.

3. Śpię z Anią u Babci. W nocy Ania budzi się gdyż ja majstruję coś przy jej stopach.
- Karolina co robisz?
- Nic, oddzielam tylko skórę od kości.

4. Kiedyś na studiach w nocy (lunatykując) poszłam do pokoju współspaczki Anety, żeby pożyczyć notatki. Gdy tam weszłam początkowo widziałam wszędzie stosy książek i kserówek, ale im dłużej patrzyłam tym bardziej obraz się zmieniał, aż rzeczywistość zdominowała sen i się obudziłam. Było mi strasznie głupio, a Aneta spała w najlepsze niczego nieświadoma. Dobrze, że się nie obudziła...

To tylko kilka z tych, o których mi opowiadano, sama też czasem się wybudzam słysząc swój własny bełkot. Czasem R rano mi mówi: "Znowu w nocy gadałaś po angielsku". :)
Muszę też sobie załatwić dyktafon, może nagrałoby się coś ciekawszego:)