sobota, 28 lutego 2009

On an Island


Chwila wytchnienia...w końcu. Siedzę na kanapie z laptopem na kolanach, fioletowej peruce, popijam coś o smaku imbirowym i słucham Davida Gilmoura.
Życie przyśpieszyło...w końcu. Teraz oprócz nudnej i jak na razie fizycznej pracy mam czas na wieczorny aerobic i jogę. Odkryłam, że im mniej czasu tym więcej można zrobić. Wcześniej miałam całe dnie i dupa. Ani ręką ani nogą ani uchem. Im mniej czasu tym także więcej pomysłów, które tym razem się realizują. To jakiś pieprzony magic.
Mam ostatnio włączony uwsteczniacz, bo jak stare porzekadło głosi: praca fizyczna nie rozwija. Jednym słowem Tuman Tumanowicz Jełopow. Chce ktoś się zaprzyjaźnić?
.............................................................................................................................................................................................................................................................................................................................
Coś mi słabo idzie to pisanie, ale nie chcę żeby mój blog umarł, jeszcze nie teraz, więc ponieważ weny brak i zdań wielokrotnie złożonych już budować nie potrafię. Napiszę w skrócie gdzie byłam gdy mnie nie było.
O pracy pisać nie będę bo umrzecie z nudów ja zresztą też. Za to zajęcia aerobiku tanecznego są całkiem ciekawe. Chodzę sobie na nie z Anią ( my friend). Na początku obie cierpiałyśmy na brak koordynacji ruchowej i myślę, że gdyby ktoś nas nagrał to byłby z tego niezły kabaret. Gdy nie wiedziałyśmy co w danej chwili podnieść, to podnosiłyśmy cokolwiek. Ania ostatnio mało się nie zabiła heheh - potkęła się i straciła równowagę, a ja muszę się przyznać, nie zachowałam się jak prawdziwa przyjaciółka, tylko wyśmiałam Anię i sama z tego wszystkiego pomyliłam kroki. Niezły ubaw na tym aerobiku, polecam wszystkim, którzy chcą się pośmiać. Najlepszy jest motyw zbiorowego tupania:) Stado bab maszeruje sobie gapiąc się w lustra, a potem wszystkie jak roboty wykonują te same ruchy, najfajniej jest się pomylić, albo jak ktoś inny to zrobi:). ECHHH...stałam się złośliwa i cyniczna....:)
Co więcej? A tak! Bawię się w Postcrossing, dostałam już kilka kartek: z Strasburga, Wenecji, Tajwanu, Holandii, Niemiec i Austrii:).
Ok to wszystko , jakoś mi dziś nie idzie pisanie.
Pozdrowienia dla wszystkich, którzy czytają i mocz trzymają:P

Macie posłuchajcie sobie David Gilmour

4 komentarze:

Ada pisze...

Przecież to prawda stara jak świat. Jak w drugiej klasie kończyłam o 15 to znajdowałam i czas na naukę do matur, i na naukę do szkoły i dla siebie. Teraz jak kończę o 13 to nie wyrabiam się z niczym a pracy mam o wiele mniej...a ja zamiast aerobiku polecam sprzątanie domu w rytmie cha-cha, nic nie płacisz, efekt ten sam dom czysty a do tego pieniądze zachowam;] Inna sprawa, ze jak tylko pójdę na studia też się na coś takiego zapiszę! Musi być w pytę! Albo na pianino! O!

Sayuri pisze...

Sprzątanie domu to jedno. Ale wybrechanie swojego lub czyjegoś potknięcia na aerobiku -bezcenne:)

Pawel pisze...

To prawda, prawda, najprawdziwsza prawda. Im ma się mniej czasu tym lepiej się go wykorzystuje, tym mniej spraw odkłada się "na potem" bo tego potem może już nie starczyć;) Oczywiście wszystko w granicach rozsądku. Kiedyś uczyłem się i pracowałem 7 dni w tygodniu więc tego czasu w pewnym momencie całkowicie zabrakło. No ale to jak ze wszystkim, nie wolno przesadzać.

A jak się zacząć bawić w taki postcrossing?? :D

Sayuri pisze...

wchodzisz na strone, masz tu taki baner gdzieś u mnie na str, logujesz się, losujesz adresy, wysylasz kartki, a potem sam dostajesz i dalej wyssylasz.To tak w wiuelkim skrocie:)