środa, 24 listopada 2010

Dzień za dniem

Poniedziałek, wtorek, śr... piątek!... niedziela? już?! I od początku... eh. Wir codzienności, czas zasuwa, a jednocześnie wlecze się. Dziwne. Boję się, że kiedyś zasnę jako 26 latka, a obudzę się z 40 na karku, która wgramoli się tam niepostrzeżenie między kolejnymi piątkami, środami i poniedziałkami. Coś chciałam napisać, zadzwonił telefon i Alzheimer.
Mówią, że w pewnym wieku życie przyśpiesza i im jesteś starszy tym dni robią się coraz krótsze i krótsze. Ja już w takim razie weszłam w ten wiek, sama nie wiem czy się cieszyć czy płakać, to zależy jakie stanowisko wybiorę.
Obserwuję ludzi i widzę jak harują, żeby wiązać koniec z końcem bądź żyć w dostatku, odłożyć na wakacje, kupić nowe buty czy zapewnić sobie "godną" emeryturę. Przy tym ostatnim dziwny grymas wykrzywia mi twarz... Ludzie martwią się jak będą spędzać starość, kiedy są młodzi i do starości im jeszcze daleko, planują jak będzie wyglądała ich sielanka na emeryturze, jak będą odpoczywać... To dziwne. Wydaję mi się, że nic nie jesteśmy w stanie zaplanować z takim wyprzedzeniem bo najzwyczajniej w świecie nie możemy przewidzieć co się wydarzy. Więc tworzenie w głowie wizji błogiej emerytury i tracenie energii na przygotowania do niej podczas gdy powinniśmy się raczej skupić na tu i teraz są bez sensu. Zresztą myślenie o emeryturze teraźniejszym umysłem, osoby zdrowej i jeszcze z niewielkim bagażem doświadczeń życiowych (w porównaniu do tego jaki można zdobyć do wieku emerytalnego), chyba niewiele ma wspólnego z rzeczywistością, która nastąpi. A potem jest rozczarowanie... i kolejne planowanie i przygotowania tym razem do śmierci.
Dziwnie to zabrzmiało jak już to napisałam, ale chyba coś w tym jest. Często nie korzystamy z dnia dzisiejszego, a gryzące w tyłek wyrzuty sumienia spowodowane marnowaniem czasu każą obiecać sobie, że jutro to zmienimy. Więc mając świadomość upływu czasu, trzeba zrobić dwa razy tyle, żeby zdążyć przed zachodem słońca.

1 komentarz:

Ada pisze...

Albo za granicę, albo kantujesz, albo się godzisz z tym jak jest. Innego wyjścia nie widzę. No chyba, że wybuchnie wojna. Tak btw, ja też planuję emeryturę :P Na Hawajach...bez śniegu :D