Poniedziałek, wtorek, śr... piątek!... niedziela? już?! I od początku... eh. Wir codzienności, czas zasuwa, a jednocześnie wlecze się. Dziwne. Boję się, że kiedyś zasnę jako 26 latka, a obudzę się z 40 na karku, która wgramoli się tam niepostrzeżenie między kolejnymi piątkami, środami i poniedziałkami. Coś chciałam napisać, zadzwonił telefon i Alzheimer.
Mówią, że w pewnym wieku życie przyśpiesza i im jesteś starszy tym dni robią się coraz krótsze i krótsze. Ja już w takim razie weszłam w ten wiek, sama nie wiem czy się cieszyć czy płakać, to zależy jakie stanowisko wybiorę.
Obserwuję ludzi i widzę jak harują, żeby wiązać koniec z końcem bądź żyć w dostatku, odłożyć na wakacje, kupić nowe buty czy zapewnić sobie "godną" emeryturę. Przy tym ostatnim dziwny grymas wykrzywia mi twarz... Ludzie martwią się jak będą spędzać starość, kiedy są młodzi i do starości im jeszcze daleko, planują jak będzie wyglądała ich sielanka na emeryturze, jak będą odpoczywać... To dziwne. Wydaję mi się, że nic nie jesteśmy w stanie zaplanować z takim wyprzedzeniem bo najzwyczajniej w świecie nie możemy przewidzieć co się wydarzy. Więc tworzenie w głowie wizji błogiej emerytury i tracenie energii na przygotowania do niej podczas gdy powinniśmy się raczej skupić na tu i teraz są bez sensu. Zresztą myślenie o emeryturze teraźniejszym umysłem, osoby zdrowej i jeszcze z niewielkim bagażem doświadczeń życiowych (w porównaniu do tego jaki można zdobyć do wieku emerytalnego), chyba niewiele ma wspólnego z rzeczywistością, która nastąpi. A potem jest rozczarowanie... i kolejne planowanie i przygotowania tym razem do śmierci.
Dziwnie to zabrzmiało jak już to napisałam, ale chyba coś w tym jest. Często nie korzystamy z dnia dzisiejszego, a gryzące w tyłek wyrzuty sumienia spowodowane marnowaniem czasu każą obiecać sobie, że jutro to zmienimy. Więc mając świadomość upływu czasu, trzeba zrobić dwa razy tyle, żeby zdążyć przed zachodem słońca.
środa, 24 listopada 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Albo za granicę, albo kantujesz, albo się godzisz z tym jak jest. Innego wyjścia nie widzę. No chyba, że wybuchnie wojna. Tak btw, ja też planuję emeryturę :P Na Hawajach...bez śniegu :D
Prześlij komentarz