środa, 1 kwietnia 2009

Bohemian Rhapsody

Ostatnio muzyka popycha mnie do pisania...właśnie w radiu leciało " Bohemian Rhapsody" i coś mi się przypomniało:):). Pewnie jak wielu ludzi tak wiele interpretacji tego utworu. Dla mnie kiedyś był tylko fenomenalnym nagraniem, ale później przyszło coś jeszcze. Tu zwracam się do Anetas, mojej byłej współspaczki, niech sobie przypomni:) .
To tak w ramach wstępu do zupełnie nie związanego ze wstępem tematu:P. Ostatnio w "Trójce" była sonda na temat "wymierania" książek i czasopism, które zastępują elektroniczne odpowiedniki. Mam nadzieję, że druk nie wyginie bo i tak już utraciliśmy wiele przez to, że technika tak szybko się rozwija i pochłania kolejne elementy naszego życia i przemienia na wirtualny odpowiednik. Chyba jestem nie z tej epoki, ale mam sentyment do wszystkich "staroci" i nie kręcą mnie nowoczesne rozwiązania. Przykładem może być książka, cały rytuał poszukiwania tej jedynej na półkach księgarni, wrażenie jakie robi jej okładka, papier, sposób i jakość wydania i to podniecenie, że już niedługo zanurzę się w lekturze. Elektroniczne wersje są do kitu, źle się czyta, oczy się męczą itd. Mam wrażenie, że wszystko wciąga wirtualne tornado, pochłania nas i naszą codzienność. Ktoś powie, że nic się nie zmienia, nic nie tracimy, a tylko zyskujemy, bo niby szybciej, wy
godniej itd, ale tak naprawdę myślę, że wiele tracimy. Prosty przykład: zdjęcia-kiedyś kupowało się kliszę robiło zdjęcia, a później przebierało nogami czekając na wywołanie. I ten moment oglądania, ta radość z posiadania uwiecznionej chwili na papierze... Teraz aparaty na kliszę wymierają bądź kosztują krocie, poza tym nie są w modzie;). Zdjęcia pstrykamy bez opamiętania, często bez sensu... bo przecież i tak się za wywołanie nie płaci i wszystko zostanie na komputerze. ALE. Oglądając takie cyfrowe zdjęcia, ich całe masy różnych ujęć...coś tracimy, nie skupiamy się na żadnym choć w połowie tak długo jak na zdjęciu wywołanym. Wiele z nich jest brzydkich rozmazanych i zbędnych, a te naprawdę dobre giną wśród masy niewypałów. Sama złapałam się na tym, że te same zdjęcia cyfrowe po wywołaniu miały zupełnie inną wartość, nagle dostrzegłam w nich coś czego nie widziałam wcześniej. To dlatego, że patrzyłam na konkretną, namacalną fotografię, a nie na wirtualnego gniota.
Sklepy, szkoły, praca, wszystko staje się wirtualne, gadające samochody, wypasione telefony, coraz to nowe wynalazki...niedługo przestaniemy wychodzić z domu bo zakupy zrobimy przez internet, posłuchamy wirtualnego wykładu profesora z ekranu, przeczytamy elektroniczną wersję książki, zamówimy jedzenie ze strony dostawcy, ze znajomymi i rodziną pogadamy na Skype, jednym słowem wszystko w jednym, co za wygoda? Ja tego nie kupuję i nawet jestem zła, że technika dominuje nasze życie. To jak wirus, który i tak Cię dopadnie. Ktoś powie, że mam wybór. Teoretycznie tak. Ciekawi mnie co by się stało gdyby padł internet i wszystkie komórki przestały działać? Wiem...nastąpiłby jeden wielki piździec. Ludzie tak bardzo zależni są od sieci, komórek i innych wirtualno-technicznych dogadzaczy, że nie wiedzieliby co robić, nastąpiłby jeden wielki chaos. Nie potrafilibyśmy przetrwać, zanikło w nas wiele naturalnych instynktów...niestety.

8 komentarzy:

Ada pisze...

Absolutna racja! Chociaż w tej kwestii niestety jestem hipokrytką. Kocham starocie ale korzystam niestety z nowoczesności i to nałogowo...ale co do jednego nigdy się nie zmienię. Nigdy nie zaakceptuję książek elektronicznych- je trzeba czuć i koniec.

Sayuri pisze...

Ja też korzystam z nowoczesnych rzeczy, bo czasem po prostu ułatwiają życie, ale niektóre stare rozwiązania są niezastąpione i nie chcę ich kiepskich zamienników:)

Pawel pisze...

Nie do końca się zgodzę. Żyłem w czasach gdy komórki i internet były dobrami luksusowymi i mało kto mógł sobie na nie pozwolić. I świat jakoś żył i funkcjonował. Myślę, że tylko pozornie jesteśmy aż tak zależni od tych udogodnień. Człowiek jest, poza szczurami i prusakami, stworzeniem najlepiej potrafiącym się dostosowywać do nowych warunków życia, w razie jakiejś informatycznej katastrofy, po początkowym chaosie pewnie szybko dostosowalibyśmy się do nowej sytuacji. Ale to tylko gdybanie.

Audycja w trójce świetna:) Też ją słuchałem! Właściwie, o ile pamiętam nie tyle chodziło o to czy książki zostaną zastąpione przez ich elektroniczne odpowiedniki ile raczej o to czy przetrwają czasopisma. Chociaż dyskusja faktycznie rozwinęła się w kierunku druk kontra pdf;) Co do przetrwania książek nie mam wątpliwości. Całkowicie się zgadzam z tym co napisałaś. Czyta się to źle, nie ma całej tej otoczki z kupowaniem, "macaniem" papieru, czuciem zapachu, nocną lampką itp. Długi tekst na kompie cholernie też męczy wzrok. Z kolei jeśli chodzi o czasopisma, jestem już bardziej za tym, że elektroniczne wersje je wyprą. Są to raczej krótkie teksty, których przeczytanie na monitorze nie męczy. Poza tym, odkąd jest internet nie kupuję właściwie żadnych gazet. Z drugiej strony znam osoby, które bez papierowej wersji gazety nie są w stanie wyobrazić porannego śniadania czy jazdy autobusem, zatem... może jakaś symbioza? Z audycji zgadzam się co do jednego na pewno. Dopóki nie wymyślą ekranu, który będzie imitował gazetę, nie będzie świecił, da się pognieść i włożyć do kieszeni czy też da się nim zabić uprzykrzającą życie muchę, papierowe wersje mogą spać spokojnie:) Ale to tylko jeśli chodzi o gazety i czasopisma.

Inna sprawa, jeśli chodzi o zdjęcia cyfrowe. Umożliwiły mi one zabawę fotografią co było niegdyś nieosiągalne przez koszty filmu i wywoływania go. Umożliwiły eksperymentowanie zdjęciami. Sprawiły, że mam wiele ujęć na które ze względu na koszty bym sobie nie pozwolił bo są to ujęcia "bez sensu". Tymczasem spośród tej masy ujęć"bez sensu" zawsze udaje mi się wyłowić kilka "perełek". Akurat w tym temacie jestem jak najbardziej zwolennikiem nowoczesności. Choć wszystko przecież, z umiarem, umiarem:)

Pozdrawiam:)

Ps.: Cieszę się, że "wróciłaś":)

Pawel pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Ania pisze...

A mi jeszcze brakuje listów.. pisania ale w szczególności otrzymywania:) Te, które dostałam w swoim życiu szczelnie przechowuję i z sentymentem zaglądam do nich co jakiś czas. I to nie to samo co czytanie starego maila..

Sayuri pisze...

Pawle ja też pamiętam świat przed całym tym wirtualno-komórkowym opętaniem i powiem Ci,że choć technika niezaprzeczalnie pomaga w życiu, to jednak wolałam świat przed całym tym szalonym rozwojem. Trochę inaczej podchodziło sie do pewnych spraw. To, że napisałam, że ludzie nie dadzą sobie rady gdyby zabrakło internetu i komórek to na pewno duże uogólnienie, ale myślę, że dla wielu taka sytuacja byłaby katastrofa.
Co do zdjęć też masz rację, mnie też nie było stać na częste wywoływanie klisz i eksperymentowanie. Tu technologia cyfrowa daje nam duże ułatwienie, chodziło mi tylko o to, że umarła potrzeba wywoływania zdjęć. A co jeśli nasz dysk padnie lub płyta cd z nagranymi fotkami za 50 lat nie będzie nadawała się do użytku bądź będzie czymś w rodzaju dzisiejszej kasety magnetofonowej? Wtedy nasze zdjęcia przepadną, a nie wierzę, że przez wszystkie te lata każdy będzie dbał o przegrywanie plików na kolejne nowoczesne nośniki...a papierowe zdjęcie to papierowe zdjęcie, przetrwa wiele i pomimo wszystko, najwyżej się pogniecie.
Ania, ja też trzymam wszystkie listy, które otrzymałam zanim przyszedł czas na maile. Są dla mnie czymś bezcennym...
Na pewno jest to sporna kwestia, bo zarówno stare jak i nowe ma swoje wady i zalety, jednakże nie chciałabym żeby nowe wyparło stare na zawsze. Chciałabym żeby to była kwestia wyboru.

Pawel pisze...

hmm.. zatem ja jestem jakiś dziwny bo nadal mam wszystkie pliki, które niegdyś trzymałem na dyskietkach, poprzerywane na płytki. Zdjęcia archiwizuję co roku na dwóch kopiach płytek cd. Jak kupię wymienny dysk twardy zacznę je archiwizować także i tam. Swego czasu też wybrałem wszystkie ulubione zdjęcia i za jednym zamachem wywołałem ich ponad tysiąc. No ale pewnie jest tak jak piszesz. Pisząc o sobie nie piszę o wszystkich innych. Tak czy inaczej myślę, że stare i nowe można pogodzić. Ze starego i nowego brać to co najlepsze a jedno z drugim może się świetnie uzupełniać. Tak jak napisałaś, jest to kwestia wyboru i to my go właśnie dokonujemy:) Zatem... polecam wywoływanie zdjęć, czytanie prawdziwych książek, zdobywanie informacji na necie, pisanie papierowych listów, pisanie blogów:)

A listy... listy są niezastąpione:) I nikt przecież nie przeszkadza nam ich pisać:) Mają tylko jedną wadę. Konieczność korzystania z usług Poczty Polskiej:p Chociaż przyznać należy, że wysiłek konieczny do ich napisania sprawia, że robi się to baaardzo rzadko:(

Zalety świata przed "nowoczesnością"? Przynajmniej jak się człowiek na mieście umówił to wszyscy byli punktualnie bo nie było możliwości powiadomienia o spóźnieniu przez komórkę;)

Sayuri pisze...

Heh, tak przed "nowoczesnością" punktualność rządziła, ale nie tylko to. Np. w akademiku, ludzie zamiast przesiadywać każdy przed swoim kompem, wychodzili na korytarz, grali na gitarach itd...pewnie tak się dalej zdarza, ale to już nie to samo...