niedziela, 27 czerwca 2010

White lines on your mind

Leżę na podłodze, plecy bolą nieznośnie...efekt poruszania się w pozycji pół zgiętej, dopóty dopóki ostatni kłak nie zniknął z podłogi. Leżę na podłodze...obok otwarte okno balkonu i widok na niebo i inne okna. To pierwsze jest bardziej pociągające, ale widać tylko niewielki skrawek błękitu. Mój spokój zakłóca coś, co najpierw zasłoniła mi widok, patrząc na mnie ze zdumieniem z góry, aby już za chwilę powalić się obok, zaczepiając przy tym zimnym nosem moją dłoń. Teraz mam towarzystwo...Leżymy sobie na podłodze gdy nagle coś dotyka mnie w czoło i obwąchuje. To kot. Po krótkich oględzinach odpuszcza. Nagle mój leżący towarzysz podnosi łeb i przygląda się czemuś na zewnątrz. Podążam w ślad za jego wzrokiem. Gołąb siedzi na dachu centralnie na przeciwko i gapi się na nas. My gapimy się na niego. W końcu znudzony odlatuje. Cóż nie dziwię się mu. Pies powraca do poprzedniej całkowicie leżącej pozycji. Znowu leżymy razem na podłodze. Słuchamy Reginy Spektor...Edit, edit, edit, edit, edit, edit...

Brak komentarzy: