czwartek, 19 listopada 2009

Kamieniołomy

Spełnił się mój największy koszmar, zostałam zesłana do miejsca, które cierpi na zespół porażenia komunikacyjnego oraz szpetotę wrodzoną. Miejsca, które wysysa ostatnie pozytywne myśli, odbiera radość życia, cierpi na chroniczny brak słońca. Tu wszyscy z rana popierdzielają w uniformach do pracy, aby zarobić kasiorę, którą następnie uroczyście wydadzą w jednym z wielu centrów handlowych podczas wspólnego rodzinnego weekendu. Istna sielanka co? Niestety ja jestem z innej planety i mam wrodzoną odporność na chorobę zwaną "manią posiadania", tak też nie czuję się tu jak ryba w wodzie, nie kręcą mnie zakupy, nie lubię spędzać godzin w środkach komunikacji miejskiej, nie ważne czy to metro czy odrzutowiec, nie rozumiem idei osiedli strzeżonych, nie cierpię przepychającego się tłumu, śmierdzących przejść podziemnych i nie działa na mnie odczuwalna u innych euforia związana z mieszkaniem w tym miejscu. To tak w ramach wstępu, czy ktoś zgadnie o jakim mieście mowa? Zapewne uraziłam uczucia wiernych fanów tegoż miejsca, ale ...hmm...mam to gdzieś?:)
Warszawa...stolica...porażka urbanistyczna...zapewne istnieje wiele wyjaśnień tegoż stanu rzeczy, ale to nie zmienia faktu, że jest jak jest. Wiele osób próbowało mnie przekonać o niezaprzeczalnych walorach Warszawy, ale jakoś do mnie nie trafiają.... Cóż nie przeczę, że są tu parki, są lasy, ale... nic z tego nie jest naturalne, wszędzie podążają za tobą tłumy, nie zachwycisz się przyrodą w samotności, bo w Warszawie zawsze jesteś otoczony tzw. "obserwatoring".
Los zakpił sobie ze mnie i wysłał mnie tu, choć zawsze powtarzałam, że za nic nie zamieszkam w tym miejscu. Jak widać można sobie nie chcieć, a życie i tak ma własny pomysł na nas. Początkowo odczuwałam nawet pewnego rodzaju podniecenie, związane ze zmianą miejsca pobytu i zmianami za tym idącymi, próbowałam nastawiać się pozytywnie, no bo cóż mi pozostało kiedy zostałam postawiona przed faktem dokonanym? Jednakże pozytywów znaleźć mi się nie udało. Może gdyby nie to, że to miasto pochłania nasze życie, gdyby nie godziny w korkach itd, może wtedy jakoś bym je przełknęła. Myślałam: "Tu są możliwości", ale i to okazało się złudnym, bo owszem, możliwości są, ale dzień jest za krótki na to by je zrealizować, a pędzić nie zamierzam, bo po drodze mogę za dużo przeoczyć. I tak z Mazur zostałam zesłana aby stoczyć walkę z jednym ze swoich demonów. Ciekawe jaki będzie końcowy wynik, na razie się nie poddaję i mam cel: jak najszybciej się stąd wydostać. Jestem wsiowym typem i dobrze mi z tym:)

8 komentarzy:

Pawel pisze...

OOO!! Big change! A ja tam Ci zazdroszczę (wyłączając korki). Zazdroszczę głównie zmian. Zazwyczaj zmiany na początku wyglądają bardzo źle ale potem jest lepiej. I tego się trzymaj:) I tego Ci życzę.

Co do zabiegania, centrów handlowych i braku czasu - pełna zgoda. Ale tak się chyba dzieje w każdym większym mieście.

Ps.: a co porabiasz w "stolycy" i kto Ci zrobił tą krzywdę;)?

Mrouh pisze...

Dobrze, że dałaś znak. Ja też Warszawy nie lubię, przeraża mnie chaosem i brzydotą. Nie umiem przejść na drugą stronę ulicy. Ale jakoś ją sobie obłaskawisz, skoro tak trzeba. Trzymam kciuki.

Sayuri pisze...

W stolicy szukam pracy...ech, a kto mi to zrobił? LOS?:)

Pawel pisze...

Ciekawe jak to się dzieje. W moim przypadku "los?" zrobił coś zupełnie odwrotnego. Zatrzymał mnie we Wrocławiu, choć jeszcze parę miesięcy temu byłem przekonany, że wyląduję w tym miejscu, w jakim Ty teraz jesteś. Więcej, chciałem tego;) Ale taki już urok "losu";) Pozdrawiam!

Ps,: pisz częściej, okiii???:p

Sayuri pisze...

OKI:)

Ada pisze...

A ja tam zgadzam się z Pawłem. Warszawa...brzydka owszem ale Karol, odpoczniemy po śmierci. Ja tam mam zamiar rzucić się w wir wydarzeń...tylko jak przestanę bać się skoku na główkę :)

Trzymam za Cię kciuki- zresztą, na prawde mogło być gorzej :* Np. Kielce?

Sayuri pisze...

taaa...

Anonimowy pisze...

witam wszystkich :) a ja mieszkalem w wawie 32 latka i jestem z niej dumny to piekne i superasne miasto ale niestety nie moge sie pogodzic z narastajacym naplywem zadnych ,lakniacych pieniedzy i slawy ( turystow )to miasto bylo takie spokojne w parkach czysto i pogadac mozna bylo z jakas napotkana babcia czy dziadkiem tez a o reszcie nie wspomne a teraz to zniklo gdzies starsi ludzie boja sie isc na spacer bo wszedzie buradztwo ,chamstwo i zero tolerancji.pomyslcie nad tym ! pozdrawiam dzikus.